16 lis 2009

JAK TO JEST KIEDY NIE WIESZ!

Po przeczytaniu książki o procesie przemiany psychologicznej doszłam do bardzo interesującej konkluzji na temat mojej przyszłości. Już nie pamiętam jakiej bo to było miesiąc temu a ja mam sklerozę ;/ hmm...życie.

18 paź 2009

PO NOWEMU

Jesienna depresja musi pójść w zapomnienie. Trzeba zebrać siły i zostawić za sobą uprzedzenie. Tu na łamach mojego bloga chciałabym przeprosić wszystkich, którzy poczuli się urażeni moim poprzednim postem, aczkolwiek musiałam go napisać w celu oczyszczenia Głowy.Teraz, gdy Głowę mam wolną od wszelkich zakiszonych brudów mogę zacząć myśleć trzeźwo o tym co mogę zrobić ,tudzież powinnam, dalej ze swoim życiowym nagłym zwrotem akcji. Otóż zwrot nastąpił i chociaż się go spodziewałam to nie ukrywam, że zaskoczenie jest i to jedno z tych bardziej w stylu "załąpuję doła" niż tych w stylu "mam mnóstwo motywacji do działania". Piszę więc, siedzę w domu w weekend i zastanawiam się co mi do Głowy przyjdzie tej jesiennej niedzieli. Natłok myśli jak zwykle występuje i jak zwykle nie umiem go przeorganizować w sensowną całość. Ale nic to.

Bigos zrobiłam i wyszedł super więc bazuje na tym bo na czym innym bym miała w tym momencie,
kiedy jestem, że tak powiem, na zakręcie.
Nowy rozdział, nowa energia, nowa karma, co jeszcze.
Nowe ciało by się też przydało,
bo to stare już nie halo.
Fajnie jest zaczynać na nowo!
Tylko jakby jeszcze było wiadomo
jak to wszystko i gdzie zmierza,
bo trza wiedzieć co się chce w życiu robić i nie tylko bigos.
Jakże to zabawne pastwić się nad własnym losem
i rozkminiać co dalej i czy jest sens, z tym bigosem.
W jednej chwili czujesz jakbyś mógł przenosić cokolwiek,
a w drugiej jakbyś już chciał zejść.
Dzisiaj refleksja,
jutro totalna błoga ignorancja.
Co wybrać kiedy masz dwie tak kuszące opcje,
z których żadna nie satysfakcjonuje Cię w 100 procentach.
Kto wie niech zaraz mi powie,
bo chaos się dzieje w mojej Głowie.
No i właśnie jak nie wiem gdzie mam iść czy mam się zatrzymać czy zapierdalać gdziekolwiek
i w którymkolwiek kierunku.
Kto mi powie? Wie ktoś? Ratunku!

No i tak się niestety stało, że rymem po całości zajechało!
Miłej niedzieli.

13 paź 2009

JAKŻE ŚWIĘTY SPOKÓJ

Ile to już minęło? Prawie 3 miechy. How low. 3 miechy za mną i nic się nie zmieniło? Ratunku!!!! Już zapomniałam o tym wszystkim co tu napisałam na tym żałosnym blogu. Już nawet nie wiem po co?! Chyba po nic, ale nie pamiętam. Jestem w fazie wkurwiania się na jebanego fejsbuka za zabieranie mi życia głupimi grami zynga. Jestem na etapie totalnej izolacji od wszystkich i wszystkiego co wywołuje we mnie jakiekolwiek emocje. Mam żal do siebie za podjęte decyzje i do innych za pozwolenie mi na to. Do tego dochodzi deficyt w finansach co nie pozwala mi iść do psychoanala. Dlatego właśnie piszę tego posta żeby wyrzucić z siebie gdzieś te negatywne odpadki energetyczne. To dla Was ;D Ogromna dawka negatywnej energii. Bierzcie i zróbcie z tym co chcecie. Tylko z dala ode mnie. Robię sobie wakacje od życia i nic nie muszę. Nie muszę się malować, nie muszę się spotykać, nie muszę wychodzić, nie muszę rozmawiać, nie muszę lubić, nie muszę kochać, nie muszę rozumieć, słuchać, radzić. Mam w dupie Was wszystkich i Wasze problemy, bo jest mi źle i właśnie teraz zajmę się sobą i tylko tym na co mam ochotę. Pierwszy raz w życiu. Chyba sobie na to zapracowałam wszystkimi przysługami, dobrymi uczynkami i wszechobecnością kiedy komuś się koło dupy pali. Raczej tak. I właśnie teraz biorę Wasze "Co Ci jest? Czy wszystko OK?" i wyrzucam do kibla! Tym co mnie znają nie muszę tłumaczyć co mi jest bo każdy dokładnie wie. A jak ktoś nie wie to niech się dowie jak chce ,ale nie ode mnie. I nic nie muszę!!!! Wszystko co teraz robię wymika z mojej własnej nieprzymuszonej woli i tak będzie aż nie poczuję się na tyle dobrze, że mi się zachce oglądać którąkolwiek z Waszych twarzy. Adieu



20 lip 2009

WICKED BURN CZY SPLENDID ISOLATION

Tak tak tak , powróciłam na łamy mego jakże autorskiego i ogólnodostępnego blogasa tyrana prześmiewcy. Dziś 2 słowa o wydarzeniach ostatnich minionych kilkunastu tygodni. Pojawiło się wiele nowych pytań bez odpowiedzi oraz 8 razy zeszła mi skóra z całego ciała na skutek oparzenia słonecznego, którego doznałam w połowie przez solarium osiedlowe, a w połowie przez toskańskie słońce. Toskania jest cudownym miejscem gdzie można poznać nowych ludzi a także tych, których się już zna. Czas tam spędzony zaliczam do najprzyjemniejszych ever. Mimo paru incydentalnych zachwiań mój nastrój utrzymywał się na poziomie ekstazy ;D Do dziś jak o tym myślę to mi się "cieszy japa". Warto mieć taką myśl, która zawsze uwalnia z więzów złego nastroju. No ale wracając do tematu.
Wicked burn. Potrafią to tylko wyrafinowani mistrzowie ciętej riposty. Czasem nawet słabym ptaszkom udaje się to przypadkowo, ale finalnie i tak sami zostają pożarci przez mistrzowskich graczy.
Większość z nas jest niezwykle podatna na tego typu wyzwania czy też zniewagi i gotuje się na samą myśl, że może nadejść ten dzień kiedy riposta nie pojawi się w głowie i polegną na polu bitwy na oczach wszystkich zdisowani najgorzej przez przeciwnika. Tacy ludzie zazwyczaj kończą całą zabawę ze zdiagnozowaną nerwicą (to na bank), a nawet cięższymi przypadkami schorzeń nie tylko układu nerwowego.
Ci rozsądniejsi trafiają na błogie tereny Splendid Isolation tam każdy może im "naskoczyć" a i tak nie doskoczy do punktu gdzie mógłby się pojawić chociaż cień lekkiego zdenerwowania. Czasami pomaga im w tym świadomość bezcelowości całego zajścia, czy też nieistotność tematu na jaki ktoś próbuje z nimi dyskutować. Mistrzowie Splendid Isolation to persony Uber-Zen takie które nigdy nie pozwolą nikomu naruszyc swojej życiowej dobrej aury mimo to, że czynnie uczestniczą w towarzyskich spędach czy dyskusjach. Jest to prawdziwa życiowa nauka którą zdobywa się tylko dzięki samoświadomości i nikt inny nie ma wpływu na jej kształtowanie. Należy jednak pamiętać, że ta sztuka wymaga całkowitego pozbycia się hipokryzji i tajemnic przed kimkolwiek. Nie masz nic do ukrycia to nie masz zmartwień = jesteś pogodzony z życiem i nikt Ci nie doskoczy nawet do połowy ;P

Podsumowując.
PRAWDZIWĄ SZTUKĄ JEST UMIEĆ DOSKOCZYĆ, NIE POZWALAJĄC SOBIE NASKOCZYĆ!!!!

Do the Wicked Burn on someone only if you've got this Splendid Isolation!!! Then U Got Game!!!


19 maj 2009

HIPOHONDRIA HIPOKRYZJA HIPOSRAJDA CZYLI ŻAŁOSNE PTASZKU

Jakże cudowną chwilą jest każda, która udowadnia Ci, że nie masz racji. Dlaczego ludzie nie potrafią przyznać się do błędu tak ot po prostu? Zawsze trza na kogoś lub coś zwalić winę żeby poczuć się usprawiedliwionym, a tym samym lepszym człowiekiem. Sama w sobie to zauważam i mówię "żenua". Co z tego, że popełniamy błędy, przecież każdy je popełnia. Nie musisz mieć zawsze racji chyba, że aż tak mało się cenisz, że tylko tak możesz się dowartościować. Smutne. Osobiście znam to uczucie ścisku w gardle jak ktoś Ci mówi, że nie masz racji, a Ty za wszelką cene starasz się udowodnić, że masz. To nie jest ważne która ze stron ma racje tylko to która ze stron umie przyznać się do błędu albo odpuścić finalnie i przyznać rację drugiej stronie dla jej własnej fałszywej satysfakcji. Nie ma co się dławić.
Anyway
O co kurwa chodzi? O pierdolone poczucie sprawiedliwości. O moc posiadania racji. No matter what! Tak to właśnie jest. Gra się toczy o wysoką stawkę. O być i mieć rację. Finalnie i tak każdy z nas jest hipokrytą. Każdy przecież chociaż raz w życiu wytykał komuś błędy, które sam popełnił. Look out!!!!!!! Jak miło jest powiedzieć komuś "A nie mówiłem/am?!" Fuck that I say!!! Nie warto, nie warto, nie warto szargać nerwa!! Lepiej wypij 1,5 litra wina & chill-out with poker face! Masz to? Jak nie to zapierdol coś jeszcze, np: meskaline.
Anywho
Jebać system i wszytkie odpryski genetyczne sumienia!
To Ci mówię!

30 kwi 2009

CUDOWNA, POZYTYWNA AGRESJA

Ach ile uciechy ma każdy z nas jak sobie może z rana rzucić mięchem i wycedzić z bardaszki życiu w cymbał słuchając agresywnej muzyki bez kontroli nagłośnienia z fają w zębach. Czysta poezja eeehhhh!!!! Anyway ale nie o tym chciałam mówić.
Jeffrey Jeffrey dlaczego ty jesteś Jeffrey!!!!!!!!?
Dzisiejsza senność zwala mnie z nóg i zbija z tropu. Coś się stało z wczoraj i dzisiaj i nie ogarniam nic. Napisałabym coś konkretnego ale nic dzisiaj nie czuję i mam wszystko w dupie. Damn!!!!
Moja miłość do Jeffreya blednie z dnia na dzień i tylko pozostaje mi uświadomienie sobie że to nie jest miłość i że Brad Pitt mnie wcale nie zdradza. Jeszcze parę rzeczy mogłabym sobie uświadomić, ale nie mam siły.
I żeby nie było, że nic w kwietniu nie napisałam ;P

15 mar 2009

ZYGZAK TO NIE ŻARTY!!!!

Człowiek ZYGZAK to postać trójwymiarowa. Posiada wiele punktów przegięcia i błaga o litość nad ranem. Obserwuje co się dzieje za oknem i snuje opowieści o postaciach z podwórka. Wszystko to dzieje się w niedzielny poranek w Warzymicach. Człowiek ZYGZAK sieje terror sobą i swoją postawą horyzontalną. Siura prochy, siorbie wódę, przegina pauę i filozoficznie drapie się po jajach. Ma egzystencjalne rozkminy, o których nikomu nie chce powiedzieć tylko się czai. Zabrałby go ktoś kiedyś na spacer albo na basen. Może by się biedny trochę wyprostował. Ale NIE KURWA!, bo każdy się boi i tylko się uśmiecha jak głupi do gapiów. Człowiek ZYGZAK ma IQ na bank większe niż waży i mierzy (ale tylko w butach i w kapelutku). Kapelutek jest bardzo fresh & jazzy nawet jak go człowiek ZYGZAK nie nosi. Strzel se fotę i dorzuć coś do pieca. ZYGZAK umie strzelać foty i fochy i lubi jak mu się na kacu gałę opierdoli. Lubi prawdziwe amerykańskie szlagiery i filmy kunk fu z niepełnosprawnymi samurajami...to na bank. Jak prawdziwy twardziel zawsze ma na wszystko riposte i nigdy nic nie mruczy pod nosem tylko napierdala pełnym płucem, aż sie otoczenie wzdryga i to bynajmniej nie bez kozery. Niejeden albański raper mu zazdrości tego niesamowitego flow. A na trzeźwo to nie wiem, ale chyba nie jest prosty tylko jedzie po bandzie na zygzaka w twarz i interaktywnie. Każdy ziomuś o tym wie i mu w drogę nie wchodzi ani na pakę. Szacun dla człowieka ZYGZAKA szczery i z trzewi wręcz wykrzesany w ten cudowny marcowy wieczór przesyłam, jakom wielbicielka niebanalnej krzywizny.

9 mar 2009

STRZEŻMY SIĘ KINOWYCH GNIOTÓW

Ostatnio wybrałam się do kina razy parę. Nic mnie nie zaskoczyło i nic mną nie wstrząsnęło na tyle, żeby wychwalać któryś z prezentowanych aktualnie obrazów pod niebiosa. A jednak nie mogę się powstrzymać przed skomentowaniem syfu, który obejrzałam ostatnio w kinie Helios w dzień premiery w dodatku, ze szmulami z mojej paczki. Był to film polski pt :"Kochaj i Tańcz". Poszłam na ten film, gdyż, nie wiedzieć czemu, bardzo lubię i jaram się filmami o tańcu, może dlatego, że jest dla mnie nie lada fenomenem umiejętność wykonywania różnych rzeczy ze swoim ciałem, tak jak to robią ci tancerze na filmach , kiedy ja tak wcale nie umiem. Anyway. Film okazał się lizaniem lizaka przez papierek a raczej przez pudełko. Ani smaku ani kształtu. Damięcki nie umie tańczyć, a nawet jakby umiał to i tak pokazywali tylko jego klatę. Dla Miko nikt nie ułożył choreografii, bo skupili się na jej "genialnej" grze aktorskiej i cudownej bladej piegowatej twarzy. Co do profesjonalnych tancerzy to mignęło mi parę tych z u can dance i szabatin co ją tylko z fryzury pokazali i nawet nie wiem jakie miała buty na tych stopach co nimi tak wywijała ale niestety poza kadrem ;] Płytko pokazana gówniana miłosna fabuła przyprawiła mnie o odruch wymiotny. Damięcki skaczący po rusztowaniu mnie zażenował. Montażystów powinni zagazować. Jedyne postacie zasługujące na szczery uśmiech i gest OK to Sławomir i Remigiusz, co ich grali Królikowski i Erwin z lejdis ten od Korby. Się ze 2 razy zaśmiałam dzięki nim. Szkoda mi ich, że zagrali w takim słabym gównie.
Przepraszam mój budżet za te 20 zika co je wydałam na bilet zamiast na 0,5 wyborowej. Przepraszam te 2 godziny mojego życia co je spędziłam oglądając tego filmowego gniota i przepraszam tego posta, że go napisałam.

A tutaj zamieszczam krótki film zawierający wszystko to w 3 minutach co powinien zawierać ten cały kinowy polski syf niby o tańcu.
Prosz


25 lut 2009

YERBA MATE EVERYBODY DANCE NOW

A niech mnie kule biją. Wszystkie kończyny mi zapadły w zimowy sen. Poziom energii -1234567896543223456987654321. I co ja mam teraz z tym zrobić. Przesz se kurwa nie odetnę. Myślałam ostatnio poważnie o zażyciu dopalacza co jest ponoć tylko do kolekcjonowania. Nikt nie pisał, że w wątrobie, ale wszyscy chyba tak myślą ;] Stwierdziłam również, że każdy z nas prędzej czy później w ciągu swojego życia się od czegoś uzależnia. Bez kitu. Uzależnienie to jest nieodłączny element egzystencji na kuli ziemskiej. Trza się uzależnić bo inaczej życie się nie liczy. W takim razie trzeba sobie zadać podstawowe pytanie: Od czego?! są zdrowe, mniej zdrowe lub też całkowicie niezdrowe rzeczy od których da się uzależnić. I tak mamy tutaj podział na: dragi, tudzież środki odurzające wszelkiego rodzaju łącznie z nikotyną, środki doustne pochodzenia aptecznego, oraz te pochodzenia spożywczego i tutaj warto zwrócić uwagę na coca-colę i inne odrdzewiacze. Warto również zaznaczyć, że uzależnienia dzielimy na fizyczne i psychiczne. Jednym z psychicznych uzależnień jest uzależnienie od internetu i wszelkiego rodzaju portali się w nim znajdujących. Można też wspomnieć przy tej okazji różnorodne gry video i pc oraz inne play station i xboxy. Teraz przejdźmy do tych mniej niezdrowych tj podlewanie kwiatów, ćwiczenia fizyczne, telewizja, praca, sex. Tak czy siak wszystko się odbywa kosztem czegoś i ostatecznie nie ma się czasu lub energii na cokolwiek innego. No i chuj w bombki strzelał. Ale nic to jak jest youtube i Faith No More

15 lut 2009

DYM, SEN I DWIE SZKLANKI WODY

Życie to zagadka z wiadomym rozwiązaniem. Każdego życie jest inne i inne są pytania, ale odpowiedz jest zawsze ta sama. Każde życie prowadzi do śmierci. Nie jest istotne jakie są zasady, i tak wszystko się skończy tak samo. Dlatego właśnie nie ważne co zrobisz i tak będzie dobrze. Osąd jest nie na miejscu niezależnie od okoliczności. Wszystkie skutki uboczne życia są właśnie jego kwintesencją. Tym co sprawia, że czujesz, że to właśnie swoim życiem żyjesz...że każdy błąd jest twój i każdy oddech ma twoje imię. Analiza czegokolwiek jest zbędna, trzeba po prostu to wszystko przeżyć i wspominać. Rutyna jest ceną, którą płacimy za brak odwagi. Szukamy po to, żeby się dowiedzieć czego nie chcemy i to właśnie zbliża nas do pełni szczęścia. Próbujemy, żeby wiedzieć co nam nie smakuje. Metoda eliminacji jest w tym wypadku niesłychanie złotym środkiem. Jeżeli coś co robimy nie mieści się w schemacie zachowań, mamy wyrzuty sumienia, że jesteśmy inni, że to było złe, analizujemy to , rozkładając na czynniki pierwsze szukając momentu, w którym jeszcze mogliśmy zmienić bieg wydarzeń. To wszystko nie ma sensu, przecież już nie cofniemy czasu, a kolejną chwilę tracimy na rozpamiętywaniu co poszło nie tak i w którym momencie.
Nie chcę już żadnych zasad i tego, żeby ktokolwiek mi mówił, że źle zrobiłam i że nie powinnam była. A skąd ktoś może wiedzieć czy powinnam czy nie. Gdzie to jest napisane?! Najważniejsze chyba jest jak ja się z tym czuję. Źle się mogę czuć tylko wtedy, kiedy myślę o tym co inny by zrobił na moim miejscu i że to jest wbrew regułom, że tak się nie robi. Says who?! Gdybym naprawdę czuła, że robię źle cokolwiek to bym tego nie zrobiła. Nikt mnie do niczego nie zmuszał i zrobiłam co zrobiłam i zrobię co zrobię z własnej nieprzymuszonej woli.
To właśnie jest pełnia życia. Tym właśnie chcę się kierować. Moim wewnętrznym przewodnikiem po własnej egzystencji. Całe szczęście, że nikt nie ma tu wstępu. Nikt mi nie zabroni czuć tego co czuję, nikt mnie nie powstrzyma przed tym uniesieniem albo cierpieniem. Każdy krzywy przelot dzięki temu staję się bezcennym doświadczeniem, wzbogacającym wewnętrznie i zbliżającym do harmonii. Za każdym razem uczę się siebie bardziej i bardziej się ze sobą identyfikuję.
W końcu to ja chcę przeżyć swoje życie, a nie ktoś inny.
Czyż to nie cudowna konkluzja?

12 lut 2009

23 sty 2009

AND IT HURTS WITH EVERY HEARTBEAT

Moje ciało już do mnie nie należy. Nie wiem co się stało z tamtym co należało. Wcale się mnie nie słucha i nie robi tego co mu każe. Chyba je zignorowałam i teraz się mi odpłaca. Wymknęło się spod kontroli, robi co chce i pokazuje mi fakolce. Śmieje się ze mnie i z moich słabości, a ja płaczę i w nic nie wierzę. Trwa walka między nami.....walka o władzę....walka o przetrwanie. Wszędzie chce mnie skompromitować i jak na razie nieźle mu to wychodzi. Wykorzystuje każdą chwilę nieuwagi i na koniec dnia rozkoszuje się zwycięstwem nad umysłem. Umysł nie ma siły, nie ma władzy wykonawczej, a ciało tymczasem jedzie po bandzie. Ciężko nam się dogadać ostatnimi czasy. Przechodzimy swoisty kryzys związku. Chyba do siebie nie pasujemy after all.

Ja chce pracować nad tym związkiem a ono nie wykazuje żadnej inicjatywy. Jest bezkompromisowe i nie zgadza się na moje warunki nic a nic. Posuwam się do podstępnych nikczemnych zagrywek, już nawet zaangażowałam w to wódkę, wino i czasami ibuprom...ale nieeeeee...ono idzie w zaparte i demonstruje swoją władzę i wyższość. Nie chce wstawać rano i zaczynać ze mną dnia bez kawy. Nie chce chodzić, cały czas by tylko siedziało oddając sie bez reszty grawitacji.

Potrzebuję łącznika, doradcy, motywajera, terapi małżeńskiej albo chuj wie czego.
Dłużej tak nie wytrzymam i skończy się rozwodem i nie wiem co kto z tego weźmie.

Zna ktoś dobrego psychologa od ciał? Przecież pozbyć się go nie mogę do jasnej ciasnej!!!!



6 sty 2009

LEKKI SZOK W NOWY ROK CZYLI WSZYSTKO O HORYCH SHMULACH

hmm
Każdemu się zdarza olśnienie. Mi codziennie. Zaprzestaję więc czekania na kolejne, bo wiem, że i tak nadejdzie i będzie z dupy bardziej niż poprzednie. Każde kolejne uświadamia mi, że nie ogarniam nic wcale. Źle kalkuluję kolejny krok i potem się okazuje! Ale jak!!!!!!!!!!! Jak to jest kiedy ktoś obcy opowiada Ci historię z Twojego życia? I to te których nikomu nie opowiadałeś! Hehe o ironio! Cóż za nieznośna lekkość bytu. Zajebiste uczucie.

Taaaaa życzenia noworoczne. Ciekawe ile razy udało Ci się składać je zupełnie szczerze bez zmuszania się do sztucznej uprzejmości? A może się nad tym nie zastanawiałeś? Pewnie że nie. Ja za to zastanawiam się nad wszystkim co mnie otacza i potem miewam olśnienia, które tak naprawdę rodzą się z nadmiernej rozkminy nad czymkolwiek. No ale za to mogę powiedzieć wszystkim, że mnie olśniło już milion razy.

Jestem poszukiwaczem zaginionej rozkminy. Nawet nie ma takiej kategorii w City. No ale lepiej przecież jeszcze nie było. Wchodzę w ten Nowy Rok jak w 2009ty ;) czyli zupełnie obojętnie i na luzaku. Pierdolę konwenanse, omijam kwasy, zbieram hajs i rucham system w dupę. Dorzucam jeszcze samorealizację bez presji i samokształcenie bez pośpiechu. Zrobię sobie z tej okazji milion dziar, żeby o tym pamiętać przez całe życie. Moje dzieci będą uczyć się mapy życia z mojego ciała jak Scofield w prisonach, ze swojego, mapy więzienia. Będę obecna w ich życiu jak ojciec Dextera z jebanym kodeksem życia. Na emeryturze będę ćpać koks i opowiadać wszystkim jaka jestem zajebista, a moje dzieci będą mi załatwiać od swoich dilerów wszystko co tylko chcę. Kupię sobie labradora i on też będzie ze mną ćpał to gówno. W południe będą wpadać do mnie hore shmule o lasce i będziemy razem komponować nowy manifest na naszą stronę, z której wówczas będziemy zarabiać "kurwa tantiemy". Każdy będzie nas znał z widzenia i będą o nas opowiadać legendy. Raz w miesiącu będzie prawdziwy sabat horych shmul, koniecznie w piątek. Każda z nas będzie po 100 rozwodach. Hajs naszych byłych mężów będzie u Eskobara a towar w naszej krwi, oczywiście nieoficjalnie. Będziemy organizować manifestacje antynarkotykowe i wspierać fundacje walczące z narkomanią. Będziemy znane na cały świat tak jak Krystek na dzielonce. Będziemy zrównoważone jak jing i jang tylko że we czwórkę. Za każde słowo będą nam płacić platynowymi sztabami i najlepszą heroiną na świecie. Nawet geje bedą chciały się z nami ruchać, a zakonnice po rozmowie z nami będą otwierać domy publiczne. Nikt nie będzie się dziwił, że każdy się dziwi. Tarantino nakręci o nas swój pierwszy film oparty na prawdziwej historii. Ami James będzie przyjeżdżał do nas na audiencje, żeby nam osobiście wytatuować dupy. Kat von D i wszystkie pin-upowe szmule świata będą chciały należeć do naszej paczki. Ale my będziemy zawsze w tym samym, niezmienionym od lat squadzie i nigdy nie będzie lepszego.

Taka historia