Życie się leje jak woda z kibla obrotowo koliście do ścieku. Z konieczności i nie na żądanie. Każdy może, nie każdy chce, wszyscy się kiedyś znudzimy, razem i osobno, w grupach i indywidualnie. Kiedyś było tak kolorowo i cieszyła się japa. Dzisiaj szare niebo zasłania wyznaczone cele, jedwabne, różowe, miłe w dotyku marzenia. Zszarzało ciało. Rozwój tkanek niekontrolowanie wymyka się spod kontroli rozmiarów sprzedawanych w supersklepach z supercenami dla superzorganizowanych. Wszystko jest takie wymetkowane, wypryskane medialnym pestycydem. Oko cieszą kolorowe światełka wszędzie, nawet na murkach. Drzewa już nie są zielone. Ta zieleń jest taka zeszłosezonowa, że już nikt jej nie poznaje. Nie ma listów w kopertach z klejem do lizania. Znaczki nie smakują już jak cukierki. Szkoda.
Zszargane nerwy nie znajdują spokoju w odbiorze dźwięku, obrazu. Wszystko drażni zmysły zamiast je ukołysać tak jak kiedyś, utulić miękkością prostoty formy i przekazu. Szukam piękna w najczystszej formie i znajduję miliony widelców w pomidorze. Udziwnienia zabijają zamiast zachwycać niekonwencjonalnością kreacji. Gdzie jest ta prostota bez prymitywizmu? Szukam.
Agresywna rzeczywistość zmusza codziennie ciało do drastycznych rozwiązań. Akcja nie nasuwa reakcji. Wszystko jest na odwrót. Kanaliki łzowe płaczą do wewnątrz, zalewając wizje bez możliwości otarcia łez. Historia się powtarza w ordynarny, niepodobny do siebie sposób. Wrażenia kojarzą się wyłącznie z niesmakiem i rozczarowaniem. 3 lata temu miałam olśnienie, które teraz wydaje się być kacem moralnym, zjełczałą oliwą wyciśniętą z zepsutego światopoglądu. Czas.
Za mocno trzyma mnie ten świat za gardło. Za bardzo zmusza mnie życie do reakcji na wszystko co nie ma najmniejszego sensu i nie zasługuje na moją uwagę. Natura uciekła gdzieś daleko od nas i nie ma już wpływu na nic. Nie ma już żadnego niekontrolowanego cyklu. Wszystko mi się wydaje. Nie gniewam się na ten świat, jest mi go szkoda, bo jest już nie do uratowania. Żal
Pięknie byłoby zacząć świat od nowa. Zmienić coś po drodze i zostawić w rękach reakcji spontanicznej, bez kontroli, bez zastanawiania się, dopingować bieg wydarzeń w subiektywnym stylu. Patrzeć jak wszystko samo się pięknie komponuje z naturalnym krajobrazem bez narzuconej symetrii i koloru. Otworzyć wszystkie kanały energetyczne zatkane szambem notowań, statystyk i wiadomości ze świata. Zawężyć swoją ciekawość do promienia stu metrów w bok w dół i w górę. Cieszyć się tym co widzi się przed sobą i czerpać z tego inspiracje do kolejnych spontanicznych odkryć osobistych. Nie silić się na efekt. Dać z siebie tyle ile można bez presji z czysta przyjemnością i zachwytem, że to aż tak wiele. Szczęście
Wysyłam trochę ciepła.